W tym wpisie przyjrzymy się takiemu zjawisku jak podwójne standardy w żywieniu dzieci. Czy u Was też wyrzuty sumienia na stałe wpisały się w Wasze macierzyństwo? Bo u moich obserwatorek niestety tak.
Dostaję od Was mnóstwo wiadomości, w których przyznajecie się (jak do zbrodni!) do:
– kanapek na obiad,
– „źle zbilansowanych” posiłków,
– zbyt małej ilości warzyw na talerzu,
– słodyczy, które jednak czasem pojawiają się w diecie dziecka,
– składu produktów, który „nie jest idealny”,
– monotonnych obiadów, które nie wyglądają jak z Instagrama.
I wiecie co? Chcę Wam dzisiaj powiedzieć jedno, wielkie: SPOKOJNIE!
To, co kładziesz na talerz dziecka, nie definiuje Cię jako mamę
Serio. To nie jest konkurs na idealny jadłospis.
To nie jest wyścig o to, kto poda więcej warzyw albo przygotuje bardziej „instagramowy” obiad.
Bycie mamą to codzienność. Pełna wyzwań, niedospanych nocy, listy zadań dłuższej niż paragon z marketu i miliona decyzji do podjęcia… zanim jeszcze wypijesz pierwszą kawę. Nie potrzebujesz dodatkowej presji na „perfekcyjne” żywienie.
Dzieci nie potrzebują codziennie wymyślnych dań z siedmiu składników i domowego hummusu z cieciorki moczonej przez 12 godzin.
Dzieci potrzebują przede wszystkim… spokojnej mamy. Takiej, która potrafi czasem wrzucić na luz i przytulić zamiast komentować każdy kęs.
Jeśli czujesz, że bywa Ci trudno w temacie jedzenia i masz dość bycia ocenianą przez pryzmat tego, co podajesz dziecku, koniecznie zajrzyj do mojego artykułu: Dlaczego nam, mamom, bywa trudno w temacie żywienia dzieci?
Podwójne standardy w żywieniu dzieci – tata bohater, mama na cenzurowanym
Nie da się ukryć, że wciąż funkcjonują pewne podwójne standardy w żywieniu dzieci.
Wiecie, o co mi chodzi?
Tata wraca z pracy z paczką frytek i nagle jest bohaterem.
– „Ooo, super, jaki fajny tata, zrobił dzieciom przyjemność!”
Mama po całym dniu ogarniania domu, pracy, dzieci, życia – podaje kanapki na obiad i…
– „Serio? Tylko tyle? A gdzie warzywa? A gdzie białko?”



Brzmi znajomo? No właśnie.
Dlatego warto zatrzymać się na chwilę i spojrzeć na to z dystansem.
Bo ile razy miałaś tak, że tata podał parówki na kolację i dostał brawa za „pomoc”, a Ty po zrobieniu dokładnie tego samego poczułaś ukłucie wyrzutu sumienia?
Tymczasem wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. I zarówno Ty, jak i tata, macie prawo do prostych rozwiązań w kuchni. Nie musisz codziennie stawać na rzęsach, żeby spełniać wszystkie dietetyczne zasady świata.
Gotowce są okej – serio!
A skoro już o prostych rozwiązaniach mowa…
Powtórzę to jeszcze raz: GOTOWCE SĄ OKEJ.
Jeśli wykorzystasz je z głową i dodasz do nich coś od siebie – np. świeże warzywa, kawałek chleba pełnoziarnistego, hummus, jajko na twardo – to naprawdę możesz zrobić wartościowy posiłek w kilka minut.
Nie musisz robić wszystkiego od zera. Nie zawsze masz na to czas, energię ani chęci. I to jest w porządku.
Chcesz dowiedzieć się, jak korzystać z gotowców mądrze, bez wyrzutów sumienia? Zajrzyj do mojego artykułu: Czy gotowce są zdrowe? Jak je wykorzystać z głową?
A jeśli potrzebujesz konkretnych produktów, które sama podaję swojej rodzinie, znajdziesz je tutaj: Gotowce z dobrym składem – poznaj 10 produktów, które daję mojej rodzinie
Nie dokładaj sobie presji i nie oceniaj innych mam
Na koniec mała prośba ode mnie – nie dowalajmy sobie nawzajem.
Żadna z nas nie zna całego kontekstu drugiej mamy. Nie wiemy, co przeżywa, z czym się mierzy, jaki miała dzień. Nie oceniajmy się przez pryzmat talerzy.
Jeśli Ty sama potrzebujesz mniej presji, daj ją sobie. A potem podaj dalej – innym mamom. Zamiast krytyki – uśmiech. Zamiast wytykania błędów – dobre słowo. Bo naprawdę robimy więcej, niż nam się wydaje.
Podsumowując:
- Kanapki na obiad? Okej.
- Parówki na kolację? Okej.
- Gotowiec na szybko? Okej.
- Mało warzyw w poniedziałek? Okej.
Nie codziennie musi być idealnie, żeby było wystarczająco dobrze.
Dzieci potrzebują przede wszystkim Ciebie – spokojnej, wspierającej i życzliwej… także dla samej siebie.